Kolorowa suknia Słowa

Nietypowe rekolekcje

– Najpierw piszemy cienie. Dopiero później wyławiamy światło. To tak, jak wychodzenie z grzechu do rzeczywistości zmartwychwstania – mówi Agata, jedna z uczestniczek rekolekcji.

Na rekolekcje do Domu Pojednania i Spotkań przyjechało kilkanaście osób. Kobiety, mężczyźni, osoby zakonne oraz całe rodziny. Przez niemal tydzień uczestniczyli w zorganizowanych przez gdańskich franciszkanów duchowych ćwiczeniach, połączonych z warsztatami pisania ikon. Pisania, bo jak mocno podkreślają wszyscy rozmówcy, ikon się nie maluje. Przez rekolekcyjną drogą spotkania z Panem prowadzili ich wspólnie: o. Piotr Pliszka OFMConv. oraz Ewa Sielicka.

 

Tajemnica spotkania

– To trzecia edycja rekolekcji opartych na pisaniu ikon. Zaczęliśmy od rekolekcji weekendowych. Chcieliśmy jednak, by ich dopełnieniem były rekolekcyjne warsztaty – opowiada o. Piotr. Ewę poznał kilka lat wcześniej, gdy pracowała w prowadzonym w Gdyni Franciszkańskim Centrum Kultury. Dziś, mimo, że głosi rekolekcyjne nauki, sam także bierze udział w rekolekcjach. Zaznacza, że to rekolekcje dla każdego, niezależnie od posiadanych zdolności. – Nie mam zdolności artystycznych. Ostatni raz malowałem w II klasie podstawówki, a moje ówczesne „dzieła” uważam za nieudolne. Ale przez modlitwę i kontakt ze Słowem Bożym, możliwe jest uczestnictwo w takich rekolekcyjnych warsztatach. To piękna przygoda. Bo ikona Słowo, które daje się przelać na deskę – wyjaśnia o. Piotr.

Tematem warsztatów jest anioł Zmartwychwstania.

Na początku Pan Bóg

Ewa pracowała w dużych korporacjach, i jak sam mówi wiodła bardzo atrakcyjne życie w świecie. Wszystko zaczęło się zmieniać, gdy 16 lat temu weszła do małego manastyru w Rzymie. – Tam zobaczyłam ikonę. To był Jezus Pantokrator. Wcześniej ikony mnie nie interesowały. Nie zauważałam ich, mogę nawet powiedzieć, że ich lubiłam. Ale tam doświadczyłam, że w ikonie jest osoba. Zrodziło się we mnie pragnienie, by zacząć pisać ikony – opowiada kobieta.

Czy było to mistyczne doświadczenie? – W ogóle nie używam takich wielkich słów. Po prostu padłam na kolana. Bo ikona oczyszcza wszystkie zmysły człowieka. Zaczyna się inaczej patrzeć na innych i na siebie. W okonie jest prostota, harmonia. Człowiek niecierpliwy z natury, przy ikonie staje się cierpliwy. Człowiek niestały, kierujący się marzeniami staje się wytrwały – dodaje.

Zaczęła działać. – Pojechałam do prawosławnego batiuszki w Bielsku Podlaskim. Tam napisałam pierwszą ikonę – mówi. – Przez 12 lat od tego momentu nie udawało mi się wyjść ze świata. Cztery lata temu zmieniłam swoje życie. Pisanie ikon to fascynujący świat. Łączy historię sztuki, duchowość, patrologię… Trzeba sięgać do ojców Kościoła. To genialna droga do wiary – wyznaje.

– Na początku wszystkiego jest Bóg, potem dopiero ikona, która jest kolorową sukienką dla Słowa Bożego – mówi Ewa Sielicka.

Przelać Słowo na deskę

Każdy dzień rekolekcji rozpoczyna się Eucharystią. Później jest katecheza wprowadzająca w tajemnicą dnia. Później uczestnicy sięgają po pędzel. Używają starożytnej metody tempery żółtkowej. To ona określa podstawowe kanony dzieła. – Żółtko kurze oddzielamy od białka. Mieszamy je z winem białym wytrawnym. Powstaje klej, który nazywamy medium. Do tego dodajemy pigmenty. To są ziemie. Włoskie, greckie… Bierzemy przygotowaną przez stolarza lipową deskę. Pokrywamy ją gruntem. Najpierw jednak kładziemy na desce materiał. On symbolizuje Jezusa, który nam pozostawił swój wizerunek, nie ręką ludzką uczyniony. To wizerunek odbity na chuście. On mówi: wszystko zaczyna się od Jezusa. Na tą chustę nakładamy cierpliwie 12 warstw gruntu. Te warstwy symbolizują 12 apostołów. Dopiero potem piszemy. Pędzelkiem z włosia wiewiórki nanosimy z 40 warstw cienkiej jak film olejowy farby – opowiada Ewa.

Pisanie ikony dotyka ciała, psychiki i ducha. To głębokie wejście w drogę duchową.

 

– Zacząłem pisać. Później żona mi pomagała. Okazało się, że powstanie jedna, małżeńska ikona – mówi Przemek.

Małżeńskie dzieło

Ania i Przemek są ze Słupska. Na rekolekcje przyjechali razem ze swoimi dziećmi: ośmiomiesięcznym Mateuszem i trzyletnią Marysią. Ania uczestniczyła już wcześniej w listopadowej edycji rekolekcji. – Kiedy rozpoczęły się zapisy na kolejny turnus postanowił zobaczyć dlaczego pisanie ikon tak urzekło jego żonę. Choć jestem osobą techniczną, chciałem spróbować swoich sił – mówi z uśmiechem Przemek. – Początkowo miało być tak, że ja zajmuję się dziećmi, a Przemek pisze. Okazało się, że ikonę napisaliśmy wspólnie. I bardzo mnie to cieszy – stwierdza Ania. Co daje jej czas spędzony na rekolekcjach? – Czas pisania ikony to czas modlitwy. Z jednej strony jest się skoncentrowanym, żeby zrobić kreskę czy dobrze wymieszać farbę. Nie ma tu wielkich uniesień. Ale kiedy bardzo delikatnie głaszczemy pędzlem oblicze Maryi czy Jezusa, Bóg niepostrzeżenie sam dotyka i głaszcze nasze serca – stwierdza kobieta.

– Ludzie się fascynują ikonami. Ale tak naprawdę w ogóle nie chodzi o ikonę. Pan Bóg przez ikony łowi ludzi. Ikona jednak nie jest Bogiem. Podczas pisania ikony zaczyna się budować prawdziwa więź z Bogiem. Wiara oczyszcza się z naleciałości. Bo w ikonie jest prawda – podsumowuje Ewa Sielicka.

Tekst i zdjęcia: ks. Rafał Starkowicz, Gość Niedzielny Gdańsk